Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nie zajmują się handlem?
— A żydzi!
— Nie uprawiają przemysłu i rzemiosł?
— Nie. Żydów i na to wystarcza.
— No, to wybór karyery niezbyt urozmaicony. Generalne powołanie na rolników, i basta.
Zaśmiał się Kostuś, śmiał się i Różycki, wcale nie wesoło jednakże. Panna Felicya wtrąciła praktycznie:
— Nieco posagu i nam zdałoby się: kupilibyśmy sąsiednią fermę. Chłopiec musiałby w domu siedzieć, gdyby miał na trzech roboty.
— Bardzo cioci jestem obowiązany, alem zupełnie ze swojego funduszu i zajęcia zadowolony.
— Wierzę. Trzy ćwierci czasu spędzasz na bałamuctwach; oho! ale to się skończy, bądź pewny. Ojciec i ja zechcemy nareszcie spocząć. Ach, przecie widzę las nietknięty! Jakże tu pięknie!
— To już Rogalskie bory.
— Z pana bardzo zacny gospodarz.
— Przecie odkryłaś pani we mnie przymiot. T ak, lasy to moja słabość. Kocham je.
Spojrzał po odwiecznych drzewach z uśmiechem czułym i jął pojedyncze gatunki i wartość ich wyliczać Kostusiowi.
Posuwali się raźno naprzód, w cieniu przepysznym, pełnym świeżych woni żywiczych i świergotu ptasie-