Strona:Maria Rodziewiczówna - Lew w sieci.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z początku był przez pannę Felicyę traktowany jak niebezpieczny opryszek, zdany jej pod nadzór i odpowiedzialność.
Aż do Marsylii interpelowała go nawet w trzeciéj osobie.
Kostuś był to sobie chłopak wesoły i pracowity, obowiązkowy i wytrwały, o tyle o ile nie weszła mu w drogę kobieta.
Że zaś był młody i swawolny, zamożny i przystojny — o pokusę nie było trudno. Choroba zakochania się była u niego chroniczną, a odbijała się tragicznie na całéj ludności kolonii.
Gdy był daleko, drżano o jego los i życie, gdy był w domu, dzień jeden nie przeszedł spokojnie, gdy wyjeżdżał na dni kilka, odprawiano nowenny, gdy wracał, oddychano jak po zmorze. Życie z jego powodu było bezustanną gorączką. Gdy wrócił ze szkół, przywlekła się za nim jakaś modystka, trzeba jej było w Algierze założyć magazyn.
Powrót z wojska urozmaicony został przybyciem jakiejś arabki, za którą przygnał się cały jéj klan i odebrawszy piękność, na waletę spalił owczarnię.
Przyjazd z praktyki gospodarczej nie odbył się też pospolicie. Tym razem przywiózł jakiegoś ojca z córką, którzy jakoby byli specyaliści ogrodnicy.
Obsadzono ich tedy w ogrodzie, ale rychło się pokazało, że ojciec był specyalistą od absyntu, córka zaś umiała tylko śpiewać kuplety i zabawiać Kostusia.