Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Oto ja, Feliks, odpływam z domu swego, i od swoich, na wieczne rozstanie. I żegnam was raz ostatni, ty chato, i ty ziemio! I żegnam ciebie, żono, i was, dzieci, i krewni, i sąsiedzi, i znajomi, na wieki wieków!
— Światłość wiekuista niech ci świeci. Amen! — odpowiedział chór na brzegu.
Ale łódź nie ruszała, i znów rozległ się głos:
— A oto ja, Feliks, odjeżdżający, dziękuję ci, chato i ziemio, za chleb, tobie, żono, za przywiązanie, wam, dzieci za posłuszeństwo, wam krewni, sąsiedzi, bracia, za każde dobre słowo, i o ostatnie dobre życzenie na drogę proszę.
— Królestwo niebieskie niech ci da Bóg miłosierny! — odpowiedział chór uroczyście.
Ale łódź jeszcze nie odpływała, i stojąc u steru, wyniosły, z twarzą uroczystą, mówca umarłego donośnie zaczął znowu:
— A oto ja, Feliks, grzesznik, słaby człowiek i ułomny, a odjeżdżający na sąd Boży, przepraszam was, żono i dzieci, krewni, sąsiedzi i bracia za wszystko, com wam źle uczynił, powiedział, pomyślał, i o przebaczenie was błagam ostatnie a serdeczne przed tą drogą moją! Czy przebaczycie mi wobec Boga na wieki?
— Przebaczamy wobec Boga na wieki! — uroczyście odpowiedział chór, i płacz słychać było w gromadzie.