Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

A w tém łódź, jakby skrzydeł dostała z tém słowem, pomknęła naprzód, wybiegła na prąd, i uniosła Feliksa Morskiego z domu i ziemi na ostatnie spoczywanie.
W zapadającéj nocy widać było przez chwilę postać Szymona we mgle i czerwoną łunę kagańca na przodzie. Potem z tumanu doleciała pieśń wioślarzy:

„Kto się w opiekę poda Panu swemu”...

Potem i sternika, i kaganiec, i śpiew zakryło oddalenie i noc...