Strona:Maria Rodziewiczówna - Klejnot.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zrobił pan świetny interes handlowy: niechże i oni coś zarobią i ucieszą się nabytkiem.
— Ty lubisz tylko to śmiecie! Masz, bierz; może mi rozwiążesz zadanie, jaką dziurę tem zatkać, żebym na nie długo nie patrzał.
Dziury te Szymon miał nieustannie w pamięci, więc nawet nie potrzebował zaglądać do ksiąg gospodarskich i zaczął recytować:
— Trzysta pójdzie na remont i patent gorzelni, pięćset na wypłatę najmu, dwieście na zaległe pensye.
— A tysiąc na żydowskie procenty! — dodał Sokolnicki. — I koniec! Zkąd weźmiemy na noworoczną ratę bankową, na podatki, na kupno kartofli, na dalsze procenty, najmy, pensye!
— Czyż naprawdę zboża niema na sprzedaż?
— Ile być mogło, i więcéj nadto, już sprzedałem, a żniwa i zbiór! Wiesz przecie co to kosztuje.
— Panie, proszę zmienić pisarza i gumiennego.
— I dostać nowych złodziejów! Nie chcę! Uczciwych niema! Zresztą, co to pomoże na klęski! Oziminy zniszczyła śnieżna zima, jarzyny suche lato! Stodoły puste. I to już z rzędu trzeci rok nieurodzaju! Trzeba zginąć i basta! Ty się cieszysz tą garścią pieniędzy, a ja w tém tylko czuję przedłużenie konania. Całe życie pracować dla żydów lichwiarzy — co za nędza!
— Panie Sewerynie, jeszcze trochę cierpliwości, jeszcze trochę mocy i wytrwania! Wciąż piszą o ko-