Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nowatorstwa, mrzonki, bzdurstwa — oburzyła się pani Zofja. — Ja wierzę tylko w rygor staroświecki.
— I w pigułki Morisona! — zakończył pan Erazm.
Kostuś się roześmiał.
— U nas w domu nie słyszałem nigdy: nie wolno — nie mam też dla ojca żadnych tajemnic. Gdy zawiniłem, czułem, że muszę odpokutować i pracowałem w dwójnasób. Ojciec mnie zawsze traktował, jak równego sobie pracownika i towarzysza.
— Ach, Jan! On był zawsze liberałem.
— Lata płyną i nic na świecie nie stoi w miejscu — wtrącił Adaś.
— W tem cała zguba! Wierzę tylko w mój system; za stara jestem, by się nowych uczyć!
Dysputa gniewała ją, każdy więc umilkł, zachowując zdanie dla siebie. Milczała też Jadwisia, która mogłaby najlepiej zaświadczyć doskonałość systemu.
Klucz zgrzytnął w furcie.
Kostuś zwiedził zaraz ruiny i wstąpił nawet obejrzeć Arjanina w krypcie.
Jadwisia go tam sprowadziła i otworzyła trumnę.
Zwłoki zachowane były doskonale, rysy nawet przetrwały, obciągnięte skórą barwy brudnego wosku.
W ręku trzymał biblję swojego wyznania.
Przyglądali się w milczeniu tej resztce, gdy nagle Jadwisia odezwała się szyderczo:
— Ten także myślał, że świat stoi w miejscu; budował loch dla następców!
Zdziwiony takiem odezwaniem się dziewczyny, którą miał za idjotkę, Kostuś spojrzał na nią.
— Nie boisz się go, kuzynko?
— Tego trupa? Ja się nawet żywych nie boję.
Adaś odczytywał napis na trumnie i wmieszał się do rozmowy.
— A jednak złe pani zrobiłaś porównanie. On właśnie myślał, że podlega ruchowi rzecz jedna,