Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jedyna, niewzruszona: opoka Piotrowa! Dlatego sam tu jest.
Spuściła zaczerwienioną twarz; Kostuś ruszył brwiami.
— Nie przypuszczałem, żeś taki ultramontanin.
— Ano, są jeszcze tacy, ale nie lubią się tem przechwalać. I w tem jest postęp!
— Co do mnie, kwestja wiary jest tem, czem dla ciebie robienie długów; nie przyszła mi nigdy na myśl.
— To dowód, żeś nie był nigdy ani w pełni szczęśliwy, ani bezmiernie nieszczęśliwy, ani śmiertelnie chory. Myśli takie przychodzą na szczytach, lub w otchłani.
Kostuś się zamyślił, przypominając odnośne chwile w życiu, i głową potrząsnął.
Nie pamiętał nic podobnego.
Wyszli tymczasem z grobowego podziemia i spotkali Stefana, który zagadnął siostrę.
— Oberwałaś tę czereśnię, osypaną piaskiem. Sądny tam dzień teraz. Mama posłała po trzewiki całego domu i będzie mierzyła ślady. Idź z oczu, aż złość minie!
Jadwisia sekundę się zawahała, ale wnet odzyskała rezon.
— Niech mierzą! — rzuciła zuchwale. — Ja wcale czereśni nie obrywałam i nie boję się.
— Aha! — zaśmiał się Kostuś. — To były te wiśnie wczoraj na murze. Mam tajemnicę kuzynki. Proszę kupić moje milczenie, bo wydam!
— I warto! — burknął Stefan. — Byłem wczoraj taki spragniony, a ona, ladaco, mnie nie poczęstowała. Warto, żeby mama wybiła!
— Oj, źle kuzynko! — żartował Kostuś. — Za milczenie żądam buziaka, inaczej wszystko opowiem. Proszę płacić!...
Jadwisia podniosła na niego oczy, w których malował się przedewszystkiem podziw.
Pierwszy raz w życiu poczuła się kobietą, pierwszy raz usłyszała, czem ma płacić. Dotąd hodo-