Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O przepraszam państwa stokrotnie! — rzekła.
— To, nic! — uspokajała panna Felicja. — Biedne maleństwo! Ileż ma lat?
— Trzy! — odparła matka i tuląc, dodała — no, śpijże, śpij, Tolu, mama jest przy tobie!
— Że też pani tak samotnie zdecydowała się odbywać tyle drogi. Mąż powinien był towarzyszyć!
Kobieta potrząsnęła głową.
— Mój mąż nie żyje już od dwóch lat! — wymówiła zcicha. — Ona ma tylko mnie, a ja ją.
— Mój Boże! — westchnęła panna Felicja. — Taka młoda a wdowa! Z czegóż to umarł mąż pani?
— Wypadek z parową pompą. Tam, daleko na Kaukazie, gdzie nas zła dola zawiodła.
— Na Kaukaz! Co się to dzieje! Za moich czasów żadna panna nie zgodziłaby się wyjechać za mężem gdzieś za góry i morza. Chybaby był emigrant.
— Wiele ten czyni, kto musi! Mieliśmy do wyboru głodową śmierć tutaj, lub życie tam. Mój mąż, wykwalifikowany technolog, po wielu a wielu staraniach, dostał tam posadę. Licho był płatny, bez nadziei zdobycia karjery, osiedliśmy w miejscowości tak niezdrowej, że febra nas nie opuszczała nigdy. Przebyliśmy tam półtora roku, dopóki go febra nie powaliła na posłanie. Wtedy musieliśmy i stamtąd uchodzić. Rok upłynął w Tyflisie, w nędzy, on przepisywał akty, ja szyłam. Chodził od urzędu do urzędu, żebrząc o posadę byle jaką. Nareszcie otrzymał miejsce zawiadowcy — na małej, wśród gór, stacji. Ni Boga, ni ludzi. Raz na dzień pociąg przechodził! Tam pewnego dnia wezwano mnie do pompy. Zastałam męża bez życia już — a na trzeci dzień zjechał zastępca. Znowu zamieszkałam w Tyflisie — zapomogi mi odmówiono, pracy było bardzo mało. Dwa lata zbierałam grosz do grosza. Teraz wracam z niechęcią i wstrętem!
— Bój się pani Boga! — oburzyła się panna Fejicja. — Do kraju wracasz i to mówisz! My w dobrym bycie spędziliśmy na obczyźnie dwadzieścia lat, a oto jadę jak na gody.