Kostuś zaczął się żegnać.
— Zwarjowałeś! Przenocuj! — zaprotestował pan Erazm.
— Mam bardzo pilny interes i poczta czeka.
— I Rita mruga tajemniczo! — No, to jedź, i uspokój się prędzej. Rączki ciotki ucałuj, a nie mów, że byłem chory. Posądzi mnie o starość.
Gdy turkot się oddalił i chłopcy wrócili z sieni, pan Erazm podał Ricie klucz.
— Pójdź do piwnicy i przynieś stamtąd hlaczek z czarną pieczątką, z kąta, w głębi.
— Oj, Rito, jesteś w wielkich łaskach, kiedy ci stryj ten kluczyk powierza! — uśmiechnął się Adaś.
— Wszystkie klucze powinny być w rękach kobiecych, to ich symbol! Niech się dziewczyna wprawia. A wy, chłopcy, siadajcie, pokażę wam różne obrazki!
Na stół wielki, zielonem suknem pokryty, oświetlony z góry lampą, położył kilka zwojów starego papieru i posadziwszy przy sobie Szymka, pokolei je rozwijał.
Rita wróciła z hlaczkiem, wszyscy się skupili, patrząc i słuchając.
Pierwszy wielki arkusz miał u góry pieczęć parafjalną. Była to metryka.
— To jest pierwszy dyplom i obowiązek! — rzekł pan Erazm krótko. — A imię mu: wiara!
Sięgnął do puszki blaszanej i dobył z niej drugi arkusz, stary pergamin.
— To jest drugi! Nasz rodowy dokument — rzekł, patrząc na Szymka. — Wy młodzi uczeni jesteście demokraci. Mówicie, że to archeologja i nic więcej. Prawda i jam nie zacofaniec — herb nie czyni dobrym, niskie pochodzenie nie hańbi! Te wyobrażenia zginęły i nie żałuję ich, ale chłopcze, ten kawał pergaminu zapisano w piętnastym wieku i czerwone pole ma ten znak, więc myślę, że ten, co dostał, nie był ni tchórzem, ni kłamcą, ni złota szukał, ni gnił w rozpuście. Krwawe było pole, a on bojował za wiarę i za ziemię i za króla. Wtedy mniej intryg było i kto nie
Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/244
Wygląd
Ta strona została przepisana.