Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

umiem nic takiego. Nawet jak żydy czynszu nie chcą mamie płacić, to mnie posyła ich dusić. Wtedy ja im przed szabasem lichtarze pozabieram albo pierzyny w rzece zamoczę, no i pieniądze dostanę. Ale dla siebie brać nie umiem, wstydzę się, już mi to ohydło! Jaga zaraz się oswobodzi, Zygmunt ani dba, a ja sam cierpię! Więc się zbuntowałem. W tamten piątek wziąłem dziesięć pudów ryby i sprzedałem. Przynoszę do mamy pieniądze i proszę, żeby mi zostawiła dziesięć rubli. Wykrzyczała mnie strasznie, zabrała wszystkie. Dobrze, myślę, pożałujesz! Na drugi dzień rozwiesiłem mamie sieć pod oknem i poszedłem sobie z harmonją na imieniny do pocztmistrza. Jakoś dwa dni nie obejrzała się mama, aż trzeciego przysyła po mnie Jagę do oranżerji. To było przedwczoraj. Już mi się nawet znudziło nic nie robić, ale wypędziłem precz dziewczynę. „Powiedz, że śpię!“... Zygmunt słucha i śmieje się. Złość mi coraz gorsza przychodzi. A Jaga powiada: „Jeśli nie śpisz, to powinieneś iść; ja mamie kłamać nie będę“. Chciałem ją tłuc, ale myślę: nie warto, matka sama ją obije, jeśli nie przyjdę!
Adaś słuchał i bladł. Żałosnemi oczami spojrzał na Ritę i szepnął:
— Boże, co ona tam cierpi, biedna!
Rita zmarszczyła brwi.
— I pan pozwalasz, żeby siostra cierpiała niesłusznie? Co ona winna? — zawołała.
Stefan obejrzał się spokojnie.
— Poco mnie uczy? Jej dobrze, ma wasze plecy, a ja nikogo! — burknął ponuro.
Pan Erazm skinął na Ritę.
— Cóż było dalej? — spytał z zajęciem.
— A cóż? Mama przyszła sama, a Zygmunt uciekł, jak ją zobaczył. Zaczęła krzyczeć, że psy sieć porwały, że ona nieszczęśliwa.
— Kto? Sieć? — spytał Kostuś, dusząc się od śmiechu.
— Nie, mama! Że ja jeden byłem jej pomocą, że mnie kochała, że nie ma dzieci, że mieszczanie spaśli sianożęć, że już dwa dni nie było obiadu, że