Strona:Maria Rodziewiczówna - Jaskółczym szlakiem.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ten jest antypatyczny.
— Starsza panienka jest inteligentna — rzekł Adaś wymijająco.
— Daruję ci obie na własność. Wolę już Jagę z Pryskowa, chociaż ją silnie podejrzywam, że pończoch nie nosi.
Adaś nic na to nie odrzekł, zakaszlał i zabrał się napowrót do snu.
Nazajutrz Kostuś spotkał ciotkę samą przy rannej herbacie. Towarzyszyły jej tylko lektorka i szafarka, które bardzo były zdziwione, że raczy z niemi rozmawiać uprzejmie, czego nikt ani z domowych, ani z gości dotąd nie czynił.
— Ciocia podobno chce odwiedzić Sadyby?
— Tak, mój drogi. Nowy dziedzic wyjechał, a zarządzający zna Tedwina i pozwoli zwiedzić ogród. Dom stary już przebudowany na gorzelnię.
— Więc poco cioci tam jechać? Czy mało ją jeszcze bolesnych zmian i zawodów spotkało?
— Masz rację, ale to jakby pielgrzymka. Jest tam kaplica grobowa, pomodlę się i stare swoje ścieżki obejdę. Widzisz, byłam tam młoda i szczęśliwa, a ojciec twój pytać mnie o to będzie. Pojedziemy... to stąd niedaleko, parę mil...
— Ano, to pojedziemy, kiedy cioci o to chodzi.
O godzinie jedenastej zaledwie zeszło się całe towarzystwo.
Piękny Wiktor, wystrojony jeszcze cudaczniej, woniejący perfumami, powitał kuzyna zdziwiony.
— Ależ wstajesz rano, jak fornal! To jest barbarzyństwo, zbieranie się przed obiadem.
— Mój Boże, jaki on piękny! — szeptała matka, pożerając go rozkochanym wzrokiem. — Nieprawdaż, Feluniu, że trudno o piękniejszego mężczyznę? Co za szyk w postaci, jak on ubrany, co za wzięcie!
Panna Felicja, która nad swojego Kostusia nie uważała nikogo, potakiwała przez grzeczność.
Ukazały się też panny w rannych tualetach i jak wczoraj, czas upływał na rozmowie o plotkach,