Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jak połowę połkną, już zupełnie baranieję. Gadali, gadali — wreszcie zaczęli pisać, i podpisywać — i pan Jelec mi powiada: „Podpisuj i ty!“ — Co miałem robić! Wstyd się było przyznać, że nie rozumiałem, a pismo Jenkinsa bardzo nieczytelne — więc dla pozoru niby przejrzałem i podpisałem. Pokazało się, że to był kontrakt na drugie dwa lata i kupa pieniędzy zgóry.
„Teraz już zmurzyniejem do szczętu. Narośnie nam czarna wełna na głowie, a biała skóra zostanie chyba na podeszwach. No, ale co miałem robić! Podpisałem — i nazywam się Master Indżynir — i mieszkamy i obiadujemy — i gramy w golfa z naczalstwem.
„Wszystkie opony, ze wszystkich maszyn, któremi woziłem burżujów, popękałyby ze śmiechu na mój widok — jak się przebieram do obiadu i jak pokazuję sztuki w tych głupich angielskich sportach.
„A pan Jelec zupełnie zangliczał. Patrzy zgóry na cały świat, nie wyjmuje z zębów fajki, i pije tę obrzydliwą sodową wodę z wódką, i klnie: damned!
„Posyła do kraju swe zarobki, i ja dołączam sto funtów na tę moją habendę w Za-