Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i powiada: Jedźcie, solidna buda, okolica zdrowa, płaca przyzwoita. Jużeście frycówkę odbyli, nie dacie się byle czemu. Anglik to w was ceni, żeście nie syndykaliści, Polacy i „wesołe chłopcy!“ Podpisaliśmy kontrakt, odebraliśmy z banku nasze oszczędności, odfotografowaliśmy się, jako curiosum dla was (mam nadzieję, że tych straszydeł nikomu nie pokażesz) — i pojechałem do Denisów po rzeczy i resztę zapłaty. (Stefan ze strachu przed Zefirynką — odrazu się schował na statek.)
„Złość i zawód wyładowali na mnie, trochę orżnęli w rachunku — i skończony był pierwszy etap naszej wyprawy po wrażenia i złoto.
„A wiesz, Thais moja, że gdy pomyślę o przeszłości: o wekslach, terminach, nakazach płatniczych, ubezpieczeniach od wypadków i tej roli prześladowanego obszarnika — wolę moją obecną nędzę i żywot włóczęgi. Za tobą tylko mi chwilami strasznie tęskno — ale cóż — żebym teraz wrócił — wiem, żebyś mnie przegnała zpowrotem — jako zbiega, więc...
„Posyłam wujowi Michałowi, ilem zdołał zebrać — a Tobie moje serce i uczciwą