Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Aha, to i tobie nie spieszno do klasztoru na pensję — rzekł pan Michał.
— A pewnie. Gabryk mówił, że tam trzeba płacić cztery tysiące. Michaś też...
— Co, Michaś też nie chce się uczyć!
— Nie, stryju, nie! Ja tylko mówiłem, że czytałem o chłopaku, co przeszedł gimnazjum, mieszkając u właściciela magli — pomagał wieczorami i miał zato mieszkanie. A studenci zarabiają jako szoferzy, mówił pan Sawicki — i grywają w orkiestrze — i przepisują u adwokatów — i robią tłum w filmie. Przecież mogę i ja ojcu ulżyć.
— A widzi stryj! — wołała Terka.
— Jeszcze nie widzę, ale słyszę. Tymczasem odrabiajcie jutrzejsze zadania, bośmy przebarłożyli ładnych dni kilka, a święta za pasem.