Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiem. Niech je stryjek schowa. Aleśmy tatusiowi nawet nie podziękowali.
— Podziękujesz czynem.
— A ty? — spytała Ida Terki.
— Ja kupię dla każdego prezent i gołębie kapucyny i króliki z długiemi uszami i łyżwy. Ale ty mi je schowaj.
— Tytoniu sobie kupię i dziesięć nowych ulów — zdecydował wuj Kajetan.
— Najlepiej schować na czarną godzinę! — rzekła ciotka Ludwika.
Pan Michał poszedł do brata, i oddał mu swoją część.
— Ogniową próbę urządzasz dla swego rodu. Ale dobrze maturę zdali.
Pochylony nad planem lasu Białozor się uśmiechnął, gdy usłyszał każdego zdanie.
— Michaś i Ida nic nie rzekli, a Terka dziecko. A ty oddajesz?
— Złóż do kantorka. Kiedyś wezmę dla chłopca, jak będzie w szkołach. Odwykłem od posiadania mieszka. Nic mi nie brak.
I pogwizdując po swojemu poszedł spać.
Jednakże posiadanie pieniędzy sprawiło w Nietroni trochę zamętu.
Pojechał do miasteczka wuj Kajetan i ciotka Ludwika, zwolniła się na całe dwa