Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pracowaliśmy razem i dał Bóg dobry rok. Słuszna byśmy się dziś zarobkiem pracy podzielili. Dziękuję wujowi za dochód z pasieki, ciotce za staranie o naszej odzieży i bieliźnie, Idzie za gospodarstwo domowe, dzieciom za wyrękę i dobrą naukę, tobie, Michale, za ogród i bakalarstwo i oto z rachunków wypada na każdego z was po czterysta złotych.
I położył przed każdym paczkę asygnat.
— Co znowu! Poco! — zaprotestował stary, a ciotka się rozpłakała.
Dzieci i Ida zapatrzyli się w ojca i milczeli.
— Dzięki waszej pomocy i naszej zgodzie dźwigam się i przetrwam. Przyjmijcie! A dzieci niech też coś osobiście swojego grosza mają, uczą się niem rządzić, naco wydawać lub zbierać. Na rok przyszły między ludzi pójdą z gniazda. Jutro do Medwidły jadę na dni kilka drzewo wybierać i ścinać na odbudowę domu. Z wiosną zacznie się budować wedle starego planu i kształtu.
Wyszedł prędko, a pan Michał rzekł do Michasia:
— Na cóż ty wydasz taką moc pieniędzy?