Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IX.

Zasiano oziminy, potem długo warczała młocarnia i trwała szara, posępna orka późnej jesieni, a wreszcie przyszły słoty, przymrozki, śniegi i warsztat pracy ścieśnił się do gumna, i zapadał na wsie i dwory długi okres ciszy, ciemności nieba, i martwoty ziemi. Kto mógł uchodził do słońca, do miast — do ludzi; kto nie mógł dostosowywał się do natury.
W Nietroni Białozor sprzedał żyto; na kartofle miał woły na opas i wyjechał na cały tydzień z domu; pan Michał uczył dzieci i czytał. Za powrotem Białozora zaszły zmiany, drobne napozór, a dla nich wielkie. W jadalni zabłysła wielka lampa nad stołem, przy którym wieczór zgromadzał wszystkich, zaczęły przybywać gazety i książki, Michaś dostał narzędzia stolarskie, Terka wzory i materjały do haftu i pewnej niedzieli przyniósł Białozor książkę rachunkową i rzekł: