Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I Kutas. Tylko, że grypa trzymała się mocno mnie, a zaniedbywała Kutasa. Są takie zarazy, co na nie ludzie radzi zapadają.
— Więc złość na grypę, złość na obszarnika, co trzyma szofera i jeździ samochodami — i gotowe podanie do klubu ukraińskiego, czy do lewicowej gazety. A dalej niech się tłumaczą — wyjaśniają, bronią — Kutas swoje zrobił.
— Tfu! — splunął pan Michał.
W tej chwili wpadła zdyszana Terka:
— Stryjku, Łazik przyszedł na obiad! Antosiu, Ida prosi, żebyś ją przy wialni zastąpił, bo musi wydawać kupcom ogórki. Ach co żyta! płynie jak woda! Jaki pan dobry, jaki mądry, jaki drogi.
— Żebyś wiedziała, że Ida nie prosi, ale każe, — zerwał się Jelec, i omal się nie potknął na borsuku, który coś mamląc po swojemu stoczył się do pana Michała.
A Terka porwała Sawickiego za rękę i pobiegli na gumno.
Pan Michał karmił swego wychowańca i dogadywał:
— Ty, Łaziku, ty wałęgo, ty beczko smalcu! Nie mogłeś to przyjść przywitać się, gdym wrócił!