Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powiadam — to mi przynieś butelkę — bo cię do policji zaskarżę. Przynosi, bestja, brudną, starą butelkę od nafty. Więc go przegnałem precz i cisnąłem za nim tę butelkę, a żem wprawny w rzucaniu granatów, trafiłem gdziem celował — w pośladek. Musiało mu się coś przylepić, bo wrzasnął i zwiał. To jest cała prawda tej sejmowej chryi. Świadkiem był Suhak — kowal. Potwierdzi.
— Skądże to aż do sejmu doszło?
— Ja i to wyjaśnię. To pewno Kutas napisał.
— Co za Kutas znowu?
— Nauczyciel z Łuczy. Pan go nie zna? Taki ryżawy elegant. Wyzwoleniec. On pisuje do gazet ludowych i podania chłopom, i skargi do urzędów i na urzędy. Czynny bardzo człowiek stronnictwa i działacz kresowy! A dlaczego to napisał też rozumiem.
Zaśmiał się i obejrzał, czy są sami w jadalni.
— W Łuczy ludzie chorują na grypę. Wie pan?
— Na grypę! Aa — na Grypę! rozumiem! — odparł ze śmiechem Jelec. — I pan był w tej epidemji!