Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

urządza. A państwo przecie to dla nas wzór! Czy nie?
Ruszył ramionami pan Michał.
— A strzelb im pan nie robi?
— Mógłbym — wszystko zrobię — od tartaka do zapalniczki. Ale chłop bardziej na żelaza i sidła chciwy, niż na broń — bo do strzelby trzeba chociażby proch dokupić, a grosza nie lubi wydawać, choćby go ukradł. Zresztą w tym kraju, chłopom robić strzelby nie dobra robota. Niewiadomo na kogo użyć mogą, jeśli się tu porządek nie zmieni. A broni i tak u nich nie brak — ukryli z wojny. Tutaj, broń Boże, ruchawki — pójdą na pierwszy ogień osadnicy, potem dwory.
— No — i urzędnicy!
— Byliby głupi czekać — oni pierwsi zwieją! Ich tu nic nie więzi. Wolne ptaki. Będzie siedział w biurze pod Kaliszem czy Poznaniem, czy w Rzeszowie. Urzędnik, panie, nie ma ojczyzny. Jemu wszystko jedno, gdzie jest i co robi! — — Mnie się zdaje, że urzędnik — to nawet duszy mieć nie może. Bo czy może mieć duszę maszyna do pisania! — —