Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lub ustawiania żelaznych części. Nikt się temu bardzo nie dziwił, znając amatorstwo Poleszuka do każdej maszynerji i próżniaczenia, o ile się da, tylko gotowość do ciężkiej pomocy była zagadkowa.
Szofer komenderował nimi, jak najemnikami, i posłuch miał bajeczny.
Ustawiono kierat, dopasowano młocarnię. Do wykończenia został Sawicki sam — piłował, pasował, stukał, kuł, przymierzał, próbował. Na warsztacie było mnóstwo sztuk małych i delikatnych, których strzegł — nie pozwalając nikomu nic ruszać — nawet oglądać. Wieczorami chodził na wieś, gdzie widocznie miał już stosunki.
— Chłopy pana słuchają jakby znachora! — rzekł mu kiedyś pan Michał.
— Na każdego głupca jest sposób! — odparł ze śmiechem. — Robię już dziesiąte sidło na kuny.
— Jakto? I skuteczne?
— Albo ja wiem. Teraz latem nie zastawią, bo skórki złe — a zimą już mnie tu nie będzie. Jak się trochę zato pofatygują — to im nic nie zaszkodzi. A co innego sidło — jak loterja? A loterję i państwo