Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stwo rodowe, ani pokrewieństwo tutejszego wspólnego bytu i pracy od stuleci, ani uczucie wasze wzajemne, ani przyjaźń nasza. Jesteś narazie niezdolny do frontowej służby. Stargałeś nerwy — musisz nabrać sił i odporności na atak, który nas chce ze stanowiska usunąć. Dajże nam, którzy zachowaliśmy całe nerwy, sobą pokierować — — Czy uznajesz, że powinieneś interes zostawić w porządku, żeby twego nazwiska nie szarpała słusznie opinja?
— Uznaję — mruknął.
— Czy uznajesz, że byt twej ziemi powinien być oddany w dobre ręce, żebyś był o nią spokojny i nawet w razie trudnych tam i ciężkich początków miał oparcie i obronę od nędzy i rozpaczy?
— Uznaję.
— A zatem ci radzę, żebyś poprosił wuja Michała o przyjęcie plenipotencji.
— Wuj Michał nie zechce. Nie śmiem. Toć tam bieda i Nieumierszyccy! Doprawdy nie śmiem.
— Stryj się zgodzi! — rzekła Ida.
— Ty poprosisz za mnie! — spojrzał na nią ze skruchą i nieśmiałością.
— Poproszę z tobą, jutro.