Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.

Pan Antoni Jelec trzy dni spędził pracowicie w kuźni przy Sawickim jako pomocnik i czeladnik. Zaczynali robotę o świcie, kończyli o zmierzchu. — Przy posiłkach zbierała się cała rodzina. Szwagier Nieumierszycki — wiecznie wszystko i wszystkich krytykujący i uczący, siostra Julcia zahukana przez męża, gromadę niesfornych dzieci i służbę, i pan domu, prześladowany narzekaniami, skargami i krytycznemi uwagami szwagra. Znosił wszystko z cierpliwością, dobrym humorem i delikatnością wzorową — ale na czwarty dzień rzekł do Sawickiego:
— Wie pan! Przypomniałem sobie, że jutro mam w banku termin wekslowy. Muszę jechać. Trochę poklecił pan tę maszynę. Spróbuję, jak się trzyma. Może komu wsadzę.
I uciekł bez meldunku w domu.
Sawicki na to tylko czekał, i nazajutrz oznajmił pani Julji, że ponieważ jest osmolony i brudny, woli jadać w kuchni.