Strona:Maria Rodziewiczówna - Gniazdo białozora.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Borsuczek! Michaś go postrzelił, a ja wyleczę i oswoję. Zimą będzie na myszy polował.
— I rój mamy dla dziada Kajetana.
— Ohryzki zdrowe?
— Naschwał. A u nas, w domu, co słychać?
— Jakto u nas! Ciszę słychać.
— Boże prawo! — rzekł pan Michał. — Teraz do letniego znoju, chłopcy... Wyhulały się dwa Michały w puszczy, a tobie, Gabryk, trzeba się w słońcu odbarwić z bladości. Będzie słoneczna uciecha i nowy chleb.