Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Piję też was wszystkich zdrowie, którzy w tym kraju krzewicie ideę wielkiej, jednej Rosyi. Ciężkie jest wasze zadanie, ale zaszczytne, bowiem apostołami jesteście, i zwyciężycie fałsz wiekowy, upór i złe instynkty i z tych prowincyj dawno straconych, a odzyskanych za Bożą pomocą, uczynicie kraj tak rdzennie ruski, jakim być powinien, dla spełnienia wielkiej idei cywilizacyjnej naszego narodu. Życzę pracy naszej najlepszych owoców!
Wielki zapał, gwar, okrzyki, brzęk szkła ogarnął całe zgromadzenie.
Nadymały się dumą piersi, krwią nabiegały twarze.
Wacława ręka drżała, gdy niósł kieliszek do ust, i zęby zadzwoniły o szkło. Przed oczami miał czarne plamy, w głowie szum i huk.
Wypił wino, i usiadł ciężko na swe miejsce. Poczuł w piersi okropny wstręt i obrzydzenie. Zimny pot pokrył mu skronie.
— Winczesław Sewerynowicz, odpowiedzcie w naszem imieniu — szepnął mu gubernator.
— Wy starsi czynem! — odparł machinalnie.
— Ale wy krasomówca sławny! Gdzie mnie się porywać.
Certowali się, ale zapał roznosił gubernatora, dał się namówić i powstał.
— Matuszki Rosyi zdrowie, dla której my gotowi dać krew i życie! — ryknął, łkając z rozczulenia.
— Hurra! — wrzasnęli wszyscy.
A wtem instrumenty ozwały się pod oknem. Była to niespodzianka generała. Pułkowa muzyka zagrała.
Gdzieś w głębi mieszkania małoletni powód tej uroczystości, przerażony hałasem, po-