Strona:Maria Rodziewiczówna - Barcikowscy.djvu/176

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czął płakać i krzyczeć w niebogłosy. Ten jeden miał jeszcze prawo protestu, bezkarnie.
Pełagieja Fokowna wyjęła go z kołyski i uspakajała, nosząc po pokoju.
— Cicho, Alosza, cicho gołubczyk. To twój ojciec ministrów gości! Ucztują i balują, a jak ty dorośniesz, sam ministrem będziesz, a może feldmarszałkiem, a może członkiem rady państwa, a może kanclerzem. Czemże ty by chciał być, Alosza?
A dzieciak zachodził się z płaczu, siniał, cały się wyprężał.
Protestował nieświadomie!