Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wydeklamował Niemiec. — Przejrzawszy je, książę pan wyda swój wyrok i zdanie o Fryderyku von Butner.
Wówczas książę Leon wstał, jak ruszony sprężyną. Tego już było zanadto.
— Mój panie, nie trzymałbym urzędników, gdybym to miał przeglądać! — zawołał, usuwając od siebie księgi. — Cieszę się, widząc w panu taki zapas sił, energji i ochoty; cieszyłbym się jeszcze bardziej, gdybyś pan mnie jaknajrzadziej i jaknajmniej utrudzał sprawami wewnętrznego zarządu. Codzień o południu poświęcę godzinę na konieczne podpisy. Zresztą żądam, byś pan załatwiał wszystko jak dotąd. Proszę sprzątnąć te księgi.
Sięgnął po papier, zapisany kobiecem pismem.
— Wezwałem tu pana w celu wydania następujących rozporządzeń.
Pochylił się i czytał:
— Ma być jaknajprędzej zrestaurowany pawilon przy kaplicy dla księdza kapelana.
— Stanie się, książę panie!
— Ma być rozszerzony zimowy ogród i połączony z apartamentami księżny Alfredowej Holszańskiej.
— Stanie się, książę panie!
— Ma być urządzona przystań na rzece i dwa buciki do spaceru.
— Stanie się, książę panie.
— Kasa wypłaci mi jutro 3000 rubli.
— Może zaraz, książę panie?
— Jutro o południu!... Na zakończenie polecam panu odebrać w tejże kasie 200 rubli na sporządzenie sobie cieńszego obuwia i zapasu lepszego tytoniu.