Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A Niemiec machając rękoma, trzęsąc brodą jak chorągwią, przewracając oczy, mówił i mówił.
— W Holszy ów Herakles miałby tyle roboty, co ongi przy Augjaszowej stajni. Ja się niczego nie zląkłem i dobrawszy sobie inteligentnych pomocników, wziąłem się do dzieła. Tuszę, żem godnie odpowiedział położonemu we mnie zaufaniu jaśnie oświeconej rodziny.
Tu się skłonił na trzy strony.
— Książę pan znajdzie rygor, porządek i dochody potrojone rozumną administracją. I śmiem twierdzić, że polskie gospodarstwo na zawsze jest wygnane z dóbr. Na zawsze, jeśli utrzymam i nadal zaufanie książęce i siły do tytanicznej pracy.
Odetchnął i splunął hałaśliwie.
Książę Leon zadrżał na fotelu.
Ritter von Butner podszedł do biura.
Buty miał prawie po pas, stukające i skrzypiące jednocześnie. Knaster czuć od niego było mocno. Książę zadygotał, sięgnął do bocznej kieszeni tużurka i wonnym batystem otarł twarz zbladłą. Swąd tytoniu podziałał nań morderczo. Wyprostował się i rozwarłszy oczy, patrzał.
Butner dobył z pod jednego ramienia cztery księgi, z pod drugiego pięć, mniejsze począł wyciągać z kieszeni spencera.
Znalazło się ich na biurze czternaście, wszystkie przesiąkłe tłustym kwasem, knastrem albo spichlerzową wilgocią.
Książę się z fotelem odsunął na środek, mnąc chusteczkę w ręku.
— Oto są dokumenta mych starań i pracy —