Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wybierz sobie stosownie do upodobań i gustu.
— Dziękuję — mam w takim razie odpowiedź gotową, bez utrudzania myśli: Jako Centaur nazywam miłość «palącą szatą Dejaniry».
— Nieznośny! — zaburczała ciotka, która jego zdania właśnie czekała ciekawie. — Poczekaj, odpłacę ci za ten zawód. A teraz panie i panowie, prędko, piszcie na kartce imię autora najlepszego wedle was określenia i składajcie wota w moje ręce. Papieru, służba!
Kartki welinowe znalazły się po chwili w pogotowiu.
Śmiejąc się, dowcipkując, rozbawione grono poczęło gryzmolić na nich. Przed kniaziem swoim kozak Siła przyklęknął, na jego szerokich plecach oparł Leon swą kartkę i bez namysłu nakreślił imię bratowej.
Księżniczka Lawinja czytała powoli zdania, śmiejąc się, jak szalona.
— Raz, dwa, trzy, cztery — rachowała ubawiona.
— Czekamy wyroku! — wołano.
— Słuchajcie: Jeden głos ma Iza, która nic nie powiedziała, cha, cha, cha! Jeden głos ma księżna Idalja. Jeden głos mam ja — bardzo dobrze! Małoletnia Iza nikogo nie wybrała — ślicznie, a trzy, trzy całe głosy ma…
Tu panna Lawinja zeskoczyła nader zwinnie ze swojej trybuny, zerwała cały pęk pomarańczowych kwiatów i ostentancyjnie podała je na wachlarzu, najmniej się tego honoru spodziewającemu hrabiemu Maszkowskiemu.
— What’s? — wrzasnął tenże, nagle zaskoczony, głosem, jakim chyba musztrował swoich dżokejów.