Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/208

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na osobiste bole i gorycze; umiała darowywać i przebaczać.
Tylko jako kobieta, czuła subtelniej i jak kobieta nie zapomniała cierpienia. Grzymała, któryby przysiągł, że Gabrynię zna, jak siebie, zdziwiłby się, gdyby to marzenie dziewczęcia w głowie jej i w sercu wyczytał.
Ten książę na Holszy i Czartomlu, znienawidzony, krzywdzony, wyzyskiwany z jednej strony, a sądzony jak zbrodzień z drugiej — dla niej nie był księciem i obcym: — był Lwem — pierwszem i ostatniem ukochaniem na świecie.
Że był kniaziem, nie pamiętała wtedy, gdy mówili do siebie: ty moja — ty mój! W lat siedemnaście, gdy się oddaje serce, to się nie oblicza, nie zastanawia, nie zdaje sprawy. Nie pamiętała, że księciem był i raz tylko to poczuła, gdy do niej list napisał — jedyny — w chwili wyjazdu.
Wtedy to zrozumienie i pojęcie otchłani ich dzielącej zapłaciła najsroższem w życiu cierpieniem, rozpaczą, serdecznem rozbiciem.
Sen się prześnił — zostało życie do przebycia. Gabrynia nie wzięła go jak mękę, ani jak pokutę; wzięła je, jak dzielny robotnik swe zadanie — ciężkie, ale szlachetne.
Długi czas krwawiło się jej serce na wspomnienie, na widok znajomy, na piosnki melodję. Długi czas tylko praca ją uspokajała, a w samotności i wypoczynku cierpiała nieznośnie.
W owym czasie serdeczne rozbicie spadło też na Grzymałę. Ludzie obcy, a nawet najbliżsi, nie zobaczyli tego po nim. Przez dzień jeden w pracy