Przejdź do zawartości

Strona:Maria Rodziewiczówna - Błękitni.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



VIII

Nowy książę na Holszy przestał być dla okolicy zagadką. Zaciekawienie i wielkie nadzieje, jakie ludzie w nim pokładali, rozchwiały się powoli. Był taki, jak wszyscy.
Pozostali na miejscu Butner i jemu podobni; ustępowały z dzierżaw i zakładów resztki drobnej szlachty; podnoszono czynsze i opłaty.
Co parę tygodni zdarzały się egzekucje sądowe na nędzarzach, nie mogących należytości swej w terminie uiścić. Nie dawano najmniejszych ulg. Co parę tygodni też płynęły tysiące do kasy i szły za granicę; co parę tygodni jakiś biedak, wyrzucony z folwarku, zjeżdżał na bruk miasteczka, z czarną rozpaczą w duszy, albo oficjalista, wydalony za cień podejrzenia Butnera, zostawał z dziećmi bez chleba i darmo sprawiedliwości szukał u księcia.
Butner był wszechwładny — poznał już swego pana i lekceważąco spoglądał podczas sesji na stosy próśb i skarg, nigdy nieczytanych; działał coraz zuchwałej, bezczelnie krzywdząc, obdzierając i kradnąc — przekonany o swej bezkarności i sile.
W parę miesięcy już książę niewidzialny, nieznany — był na ustach każdego, jako potwór; odzywano się o nim zcicha, ponuro i zajadle. Po do-