Strona:Maria Rodziewiczówna - Światła.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Stare baby kumoszki z wielką uciechą zaczęły Paraskę sądzić i krytykować, ale krzywda, doznana od ojca, zepsuła już duszę dziewczyny.
— To jemu wolno mnie krzywdzić i poniewierać, na drwiny wsi wystawić? Prystupy nie chciał, wolał żonkę próżniaczkę! Jaki on mi ojciec, taka ja mu będę córka! — mówiła zuchwale.
A Seweryn w karczmie ze starego się naśmiewał.
— O twoją zgodę i pozwolenie tyle dbam, co o stare postoły.
Stary znosił już apatycznie wszystko. Od sianokosu zaczął cherlać i schnąć: musiał się zbytnio przemęczyć, czuł że go ziemia woła i zobojętniał na ludzkie mowy i czyny.
W chacie przybyło dziecko, żona go poniewierała, czując się silniejszą i w synu mając pewność panowania w chacie po jego śmierci. Wyglądała nawet tego końca, by się pozbyć sknery dziada i pohulać.
Przybycie nowego dziedzica odbiło się też gorzko na Parasce. Nie była już bogatą jedynaczką, pożądaną na całą okolicę. Stała się jedną z tysiąca dziewcząt, które wyjdą zamąż z wianem w odzieży i kilku sztukach dobytku.