Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— I foki tak jak ja nie lubią tej nauki — szepnął chłopczyk.
— To są bezrozumne zwierzęta — odrzekła Cyganka. — A Jerzuś powinien być rozsądnym i uczyć się chętnie. No, ale ja już pójdę, a wy zostaniecie tu z jednym z dozorców. Pamiętajcie o tem, iż macie być grzeczni — dodała.
Za chwilę zobaczyli ją jadącą na ślicznym, czarnym koniu. Patrzyli z zachwytem, jak jeździła, to wolno, to znowu galopem, skakała przez przeszkody. Potem stanęła na siodle i kłaniała się wszystkim widzom w cyrku, a ci zachwyceni, oklaskiwali ją.
— Ach i ja tak chcę jeździć jak Azra — zawołała Zośka, tak głośno, że aż Jerzyk przypomniał jej, że mają siedzieć cicho.
Potem znowu popisywały się śliczne konie, było ich osiem: cztery białe, a cztery czarne. W takt muzyki tańczyły polkę, kadryle i inne tańce. Maszerowały, biegały i skakały na dany znak.
Następnie znowu na scenę weszła Azra, już teraz inaczej ubrana, miała na sobie złotem wyszywany ponsowy gorset, ponsową krótką spódniczkę, białą muślinową koszulkę z bufiastemi rękawami, a na głowie zawój przypięty cekinami. W ręku trzymała jakieś dzwoneczki i uderzając nimi w takt, śpiewała i tańczyła.
— Ach jakież to śliczne — wołała znowu Zośka — i ja tak będę tańczyć.
Jerzyk milczał. Jemu się najlepiej podobały konie. Chciałby mieć jednego takiego i uciec stąd daleko, do Warszawy, do tatusia. A tymczasem na scenę weszły jakieś olbrzymie zwie-