Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzęta, szare z grubemi nogami i wiszącymi nosami.
— Co to? — spytała Zośka.
— To słonie — objaśnił Jerzyk, znał je tylko z obrazów, ale pamiętał je dobrze, bo mamusia mu nieraz pokazywała i bardzo ciekawe rzeczy o tych zwierzętach opowiadała.
— Ach, jakie straszne — mówiła Zośka — oj patrz, toż on swoim nosem podnosi człowieka.
— To trąba — tłumaczył Jerzyk, sam zachwycony.
— No i cóż, podobał się wam cyrk? — rzekła Azra wchodząc do loży.
Dzieci opowiadały swoje wrażenia. Reszta przedstawienia, popisy klownów, bitwy ich ze sobą, nie zajmowały ich wcale.
— Tego się nigdy nie będę uczył, ani robił — rzekł Jerzyk, patrząc, jak klown jeden drugiemu sypał piasek na głowę i bił po twarzy.
— To go nic nie boli — tłumaczyła Azra — on ma maskę na twarzy.
— To wszystko jedno — odrzekł chłopczyk — ale mnie się to nie podoba.
Cyrk był już w zupełnym komplecie i codziennie szły przedstawienia, Jerzyk, Zośka i Mitro nie występowali dotąd, ale musieli się codziennie parę godzin ćwiczyć. Mitro oddany był do klownów i ci go ćwiczyli; Azra nie interesowała się nim, opieką swą otaczała właściwie Jerzyka, ale że Zośka była miła, grzeczna, a przytem bardzo pojętna, więc młoda Cyganka i o nią dbała. Jerzyk dostał wkońcu upragnioną książkę, przyniosła mu ją pewnego dnia Azra. Dziwnym zbiegiem okoliczności była to: „Bitwa pod Ba-