A kiedy tak za Wukiem Karadziczem śpiewa Bohdan, duch Słowiaństwa, duch męskiej woli, zapału, ofiary, wyjawia mu się ogromną wizyą praplemienną. Jest u źródeł świętych poezyi. Poezyi słowa i czynu. Jest u źródeł siły życia i natchnienia życia.
Dobrał się też jakiejś wielkiej kopalni języka.
»Gdzie nie spojrzeć srebrna żyła,
Samorodna złota bryła.
Skarb ogromny a nietkniony,
Na ołtarze, na korony.«
A po skarbnicy onej słaniają się dwa wielkie cienie.
Jeden to Nestor, mnich, »latopisiec surowy«. Drugi, to »słowik zamierzchłych lat«, to wieszczy Bojan Słowiaństwa.
I zamieszkiwa tam zaraz poeta duchem, jak w domu ojcowym, i poufali się z owym światem przedziwnej świeżości i krasy.
I śni mu się jakieś wielkie Jaro Słowiaństwa, i woła w zachwycie:
»Zaprawdę! Nigdy my nie będziemy starzy!«
Bo oto przed oczyma jego czynią się jakieś rzeczy proste a wieczne.