Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zuchy, do których i ja się liczyłem, chodziły zazwyczaj samym wierzchem kupek, przelatując pędem od jednej do drugiej. To był honorowy sposób chodzenia i tylko drugoroczni przywilej na niego mieli. Frajery, pierwszoroczniaki, trzymały się środka, stąpając drobno, oglądając się do koła, a nawet dając się prowadzić dziewczynom za rękę. Ale to już była sama bryndza, z niższego oddziału, a prowadzanie takie uważane było za tchórzliwość i godne ostatniej wzgardy niedołęztwo. Nikt tak nie psuł między chłopakami ducha, jak dziewczyny, co młodszych braci do szkoły wodziły.
Pchnie kto w kark takiego gagatka, po ludzku chce się z nim zadać, a ten do dziewczyny:
— Mańka! On się bije!
A Mańka zaraz do oręża staje, zaraz zbiegowisko robi, zaraz sprawa, zaraz wymysły od łobuzów, od andrusów, albo jeszcze gorzej. Tośmy tych przyszytych do dziewczyńskich spódnic tak unikali, jak ognia.
Chyba, że u nas który do samej dziewczyny co miał, wtedy najlepiej było takiego «przyszytego» szturchnąć, a dobrze. Za sobą tak ci się nie ujęła żadna, jak za nim. Zaraz jak kokosz: gda... gda... gda!... gda... gda..: gda!... a my w śmiech.
Józiek Czepień, w starym, niebieskim kaszkiecie, który mu podarował maszynista Pawlak, chodził zazwyczaj samym środkiem drogi, z nosem zadartym do góry, jak gdyby co wietrzył,
Wszystkie wróble, gnieżdżące się na starych topolach nad drogą, znały tego chłopca i nienawiść do