Strona:Maria Konopnicka - Na drodze.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaznać na sobie, to było powodem jej zawstydzenia i cichej troski.
Ideałem Józefowej było mieć dzieci, których nie miała, i męża, o którym-by wiedziała, że ją od czasu do czasu wybić może; zwyczajnie, jak to Pan Bóg w małżeństwie przykazał. Małżeństwo bowiem, ze wszystkiem, co, podług jej pojęć, do niego należało, było przedmiotem jej religijnego niemal kultu. Zdawać-by się mogło, że wcielona w nią została dusza jednej z tych młodych biblijnych niewolnic, które były naprzemian poniewierane i pieszczone pod namiotami cedrowych drzew na Libanie. Czy kochała swego Glapę, jest to rzecz wątpliwa; ale już przez to samo, że był mężem, urósł w jej oczach na władcę i pana.
Wyjątkowe niedołęstwo władcy tego i pana było tragicznością jej życia. Ta silna, jędrna, bogato rozwinięta natura czuła nieprzepartą potrzebę ulegania, karności, korzenia się przed męską przewagą, a właśnie brakło jej wszystkiego tego.
Gorycz tego położenia powiększał wstyd, jak Józefowa uczuwała przed ludźmi za swojego Glapę; przypisywała mu ona wobec nich wprawdzie wszystkie zalety męskości, ale