Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiała rodzicom usposobieniem swojem. Jakież to ona „dzienne sprawy“ mogła ofiarować Bogu przy końcu tych dni i tych godzin przeziewanych próżniaczo, w których nikomu nic ulżyła w pracy, nie pomogła w strapieniu, nie przyniosła żadnej osłody, nauki, pociechy.
Spuściła główkę na piersi, a dwie jasne łezki spadły na jej zarumienioną wewnętrznym wstydem twarzyczkę. Była to chwila zwycięstwa nad samą sobą, chwila dobrych postanowień, chwila rozbudzenia się do nowego życia.


∗             ∗

Kiedy po miesiącu powróciła Ewunia do domu rodziców, ojciec i mama nacieszyć się nią nie mogli. Wesoła, czynna, uprzejma, przez cały dzień zajęta to nauką, to ręczną pracą, umiała ona skorzystać z każdej chwili, aby zrobić coś pożytecznego.
Miejsce kosztownych zabawek zajęła igiełka, książka, śpiewanie i rozmowa z małemi dziatkami we wsi, poznanie się z gospodarstwem domowem, wyręczanie mamy.