Przejdź do zawartości

Strona:Maria Konopnicka - Książka dla Tadzia i Zosi.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kać słał onego kupca, żeby go stracić za ten postępek, że to takiego monarchę poważył się oszukać.
Tak szukają tego kupca, tak szuka ją — nic!
Król też znów smutny począł bywać, jako i na początku i nieraz sam bez dworu w zamysłach różnych chodził, trapiąc się, że ludu swego nie mógł zbogacić. Idzie on raz brzegiem rzeki, patrzy, kamieni wielka moc, a z pod nich cości sterczy! Zawołał pachołka, w wodę mu kazał iść i czeka. Niedługo pachołek wraca i powiada:
— Królu — panie! — Toć to jest ono zielsko, co miało złoto rodzić i z pola wyrwane zostało.
A król:
— Jeszcze mi na oczach będzie to podłe zielsko leżeć? I mój wstyd przypominać? Weź mi je zaraz wynieś precz, żebym go więcej nie spotkał.
Ano poszedł pachołek po drugiego, one kamienie odrzucili, pęki łodyg przegniłych z wody wydobyli, wynieśli je het, pod las, cisnęli i poszli.