Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Przysypujecie naftaliną?
— To wasze niedźwiedzie odbywają sen letni, jak nasze zimowy?
Lili zanosiła się od śmiechu.
— Ale bo to Nik nr. 1, poprzednik Nika tu obecnego, czyli Mikołaja Drugiego. Otóż Mikołaj Pierwszy był także od dziecka u nas, niedługo po wyjeździe cioci przyniósł go Trafim, pozostawał w domu naszym sześć lat, aż pewnego dnia wściekł się z gorąca.
— Z gorąca w Jenisiejsku?
— Ale bo to był niedźwiedź z Alaski, a ja uparłam się jednego lata, żeby pojechał z nami na daczę.[1]) A u nas w Sajańskich górach bywają upały, zwłaszcza na południowym stoku. Takich upalnych kilka dni przypłacił biedny Mikołaj Pierwszy życiem.
— Dobrze, że on tylko!
— Czy nie pokaleczył kogo z ludzi?

— Nie… tylko pogryzł dwóch Kałmuków, którzy także się wściekli i umarli w szpitalu. A biednego Nika trzeba było zastrzelić. To było okropne; wypuścili go na podwórze, ze wszystkich stron zamknięte, a z kilku okien strzelano. Leoś i Artur także strzelali, okrutnicy… Wtedy to Leon dostał kałamarzem w głowę. Boć przynajmniej on, jako starszy, powinien był uchylić się od roli oprawcy! Nieprawda?

  1. letnie mieszkanie.