Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czelawiek! masz kwit od bagaża… A tu rubel za fatygę… Jedziemy, ciociu?
— Musimy zaczekać, aż bagaż odbierze.
— Przecież taki numerowy musi być człowiekiem odpowiedzialnym, złoży go na wóz bez naszego dozoru. — Nie kazałam wysłać wozu, licząc, że kufer można przywiązać z tyłu do powozu… Czy masz więcej?
— Ależ ja mam siedem sztuk na bagażu! nie licząc Miszki, Gałganka i drobnych sakwojaży, które miałam w wagonie.
— Siedem sztuk?
— Naturalnie: dwa kufry, dwie walizy, biureczko…
— Biureczko?
— Tak, mam bardzo piękne biureczko japońskie z siedemdziesięciu czterema szufladkami, nie umiałabym obyć się bez niego!… Paka z dywanami i paka z grobem Nika.
— Z czem?
— Z garderobą Nika?… Jakąż on ma garderobę?
Lili wybuchnęła śmiechem.
— Ja nie mówię: z garderobą tylko: z grobem; tak nazywamy pakę, w którą, gdy wyjeżdżamy na lato, wkładamy Nika i zabijamy gwoźdźmi, przesypawszy naftaliną, żeby go mole nie zjadły!
— Zabijacie Nika gwoźdźmi?