Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak kość.
— Masz, włóż moje wełniane pończochy.
— Jedna wystarczy, włożę w nią obie nogi i jeszcze będzie za duży worek.
— Ty łobuzie!… No dalej pod kołdrę!
— Przypomną mi się dobre czasy, gdym był po zapaleniu płuc.
— Oj, teraz nie takie, nie ma się pod ręką tego wszystkiego, co wtedy w pałacu.
— Dla mnie zawsze dobrze!… Ot tak, teraz niech mamusia siądzie na łóżku i trzyma mi herbatę, a Tiutiołka na krzesełku, tu przy samej poduszce, niech pokraje chlebek i serdelek na kawałki i podaje mi do ust po kęsku.
— Ah, ty rozpieszczony bahorze, jak to każe dogadzać sobie!
— Czysty padyszach!
— A jak zjem kolację, to mamusia otuli mnie do ściany, a Tiutiołka od ulicy, mamusia mnie weźmie za prawą rękę, ciotunia za lewą i nie puszczą aż gdy usnę, ale przedtem buzi na oba boki!

VI.

Nazajutrz po szkole pobiegł Tadzio w Aleje Ujazdowskie, sprawdzić zniszczenie uczynione przez pożar, który wydawał mu się strasznym snem. Niestety, spalone doszczętnie wnętrza dwóch pokoi, poopalane futryny drzwi i obicia znacznej części parteru, oraz osmolone pierwsze piętro stwierdzały