Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panna Aniela zarumieniła się jak pensjonarka, złapana na gorącym uczynku.
— Albo to nie mam kaftaników nocnych? Właściwie niepotrzebnie sprawiałam sobie te koszule i to z takiego doskonałego płótna; cała rzecz, że będąc u dyrektora nie wiedziałam, co robić z pieniędzmi. Głupia byłam!.. trzeba było więcej odłożyć na książeczkę.
— Niech Tiutiołka da mi teraz jedną swoją koszulę, będę robił ducha.
— Idź ty robić ducha pod kołdrą!
— Tiu, tiu, Aniołku!
— Stary pieszczoch!
— Kiedy mi się jeść chce!
— Zmiłuj się, chłopcze, czy to pora teraz o jedzeniu myśleć? — zawołała matka już wstając i kierując się do komina. Ale żeś zmarzł, to zapalę parę drewienek i zrobię ci herbaty.
— W szafie jest serdelek, zjedz go sobie, Tadziu.
— Przecież ten serdelek to dla Tiutiołki na drugie śniadanie w kantorze.
— Ale nie!… obrzydły mi serdelki!
— To poco Tiutiołka kupuje?
— Ot tak z przyzwyczajenia… No, mój Tadziu, nie rób ceremonii, a jedz; taki chłopiec jak ty, rosnący, powinien się dobrze odżywiać.
— O, ma pani rację!…
— Połóż się do łóżka, tam dostaniesz kolację. Pewnie masz zmarznięte nogi?