Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyraz takiego rozumu, że przestał wątpić o przytomności dziewczęcia, natomiast powziął podejrzenie, że jest to jedna z tych egzaltowanych istot, co pragną zdobyć nimb męczeństwa za jaką bądź cenę.
— Zachciało się poznać rosyjskie więzienie? — zapytał dobrodusznie i ujął ją pod brodę.
Usunęła się wyniośle, dotknięta lekceważącym tonem i gestem.
Wstała.
Była już zupełnie panią siebie.
— W listopadzie roku zeszłego — zaczęła spokojnym, choć cichym głosem — zaaresztowano w majątku Sołohuby Jerzego Stawnickiego, który dotychczas siedzi w tutejszem śledczem więzieniu. Otóż przychodzę oznajmić, że jest on więziony zupełnie niewinnie. Szkołę bowiem, o której prowadzenie go pomawiają, miałam ja i ja dzieci uczyłam, na co mogę przedstawić świadków.
Generał pokiwał głową.
— Ot głupaja malutka!
Takie potraktowanie znowu podrażniło Lilę.
— Komunikuję, że uczyłam dzieci po polsku i uczę dotychczas, jestem więc winną wobec praw rosyjskich — zawołała głośniej.
Generał zrobił gest, jakby chciał jej zatkać usta, a potem machnął dwukrotnie chustka, jakby chciał spędzić niesforną muchę.
— Ciszej, ciszej! — wołał. — No wiem, panienka kochasz Stawnickiego…