Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czątków XIX stulecia. Przy biurze siedział mężczyzna w białym kitlu ze złotemi guzikami. Miał twarz szlachcica polskiego, wąs sumiasty i wesołe spojrzenie. Zjawienie się w gabinecie młodej panienki, bardzo wykwintnej, zdziwiło go widocznie; odrzucił się w głąb fotela, gestem wskazał jej krzesło przy biurku i nie spuszczał z niej oczu.
— Czem mogę służyć? — zapytał, gdy usiadła.
A ona czuła, jak serce jej biło, zdawało się, że w gardle i że myśl umknęła nagle z mózgu, zabierając z sobą okrągłe, logiczne i mądre zdania, które przygotowywała sobie w czasie całej drogi i w poczekalni. Wytężyła jednak wszystką energję, by z pustki, jaką czuła w mózgu, wydobyć świadomość jedną, dominującą, świadomość celu, z jakim przybyła. Podniosła główkę odgarnęła loczek, który spadł jej na oczy, i rzekła jednym tchem:
— Proszę, żeby mnie pan kazał zaaresztować.
Fotel, pchnięty przez siedzącego, potoczył się o kilka cali w głąb pokoju. Jenerał Matiuszyn bił się w wojnie tureckiej, uzyskał kapitańskie szlify i dwa krzyże za waleczność, ale bał się niezmiernie zetknięcia się z ludźmi, których władze umysłowe są w jakimkolwiek stopniu zachwiane. Obejrzał się za siebie, a przekonawszy się, że niskie okno wychodzące na ogród jest otwarte szeroko, nabrał ducha i ciekawe spojrzenie skierował na przybyłą. Ale dziecinna jej twarzyczka tchnęła taką determinacją, a duże szafirowe oczy miały