Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Znowu zaczyna mnie boleć głowa!
— Czy mam odejść?
— Jeśliś łaskawa…
— Jakżesz ceremonjalnie do mnie mówisz.
— To tak cierpienie mnie ogłupiło.
— Ciocia pytała, czy może do ciebie przyjść.
— O nie!…
— Czemu nie?… Ciocia ma wrażenie, że gniewasz się na nią za rozporządzenie Nikiem.
— Jeśli tak sądzi, to poproś, niech przyjdzie. Ale na Boga, niech nie gderze na mnie, że mnie głowa boli z własnej winy, że noc zmarnowałam…
— Ah, Lili, czyż to do cioci podobne?… Ona taka dyskretna, taka delikatna!…
— Prawda, nowe głupstwo powiedziałam… ale widzisz… chora jestem!
I jakby chcąc wynagrodzić tę jedną myśl niesprawiedliwą, upieściła ciotkę, gdy ta przyszła do jej łóżka, bardziej niż kiedykolwiek. Ale wbrew poleceniu jej, by starała się usnąć, skoro tylko odeszły z Krysią, wstała, zarzuciła szlafroczek i długo kręciła się po pokoju, porządkując go, potem układała w szufladach biurka, wreszcie zamknęła je klapą z laki i na wysuniętym blaciku jęła pisać co następuje:
»Cioteczko droga i Krysiu moja najmilsza, doszłam do przekonania, szkoda, że tak późno, że powinnam siedzieć zamiast Jurka, naprzód dlatego, że grom ten ja na wasz dom ściągnęłam mojem dziecinnem drażnieniem Timirasiewa, powtóre, że