Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

obrzucanych wapnem daleko, daleko. Widziała, że prowadzi on do puszczy Białowieskiej, a pragnęła znaleźć się w niej, zanim ruch zrobi się na gościńcu, zachęcała przeto Nika do pośpiechu i sama postępowała krokiem śmiałym, energicznym.
Pierwsze kury odezwały się w zagrodach, gdy mijali wioskę o lichych, dranicami krytych chatach. Jakiś chłop, męczony gorączką panującej tam chronicznie malarji, otworzył okno i wyjrzał na drogę, ale cofnął się zaraz i przeżegnał trzy razy. To zjawisko złożone z olbrzymiego niedźwiedzia i wspartej na nim postaci okrytej w tajemniczą białą burkę ze spiczastym kapturem, wydało mu się nadprzyrodzonem. Przyskoczył do łóżka żony, szarpiąc co sił śpiącą:
— Biegnij, zobacz co to, czy ja pijany czy jakaś wiedźma idzie drogą! — wołał.
Kobieta podniosła się z pod kożucha, a że miała na sobie całe swoje ubranie: spódnicę, kaftan i fartuch, wybiegła za mężem przede drzwi.
Dwie sylwetki, biała i czarna już mijały czwartą chatę. Kobieta poczęła drżeć na całem ciele.
— Nie pijan ty, nie pijan! księżniczka to idzie drogą! księżniczka puszczy!
I poszła nazajutrz przez cały ubogi zaścianek i wybiegła do przyległych zaścianków i wiosek opowieść o zjawieniu się tajemniczem królewny, która jechała na niedźwiedziu, w biel spowita.
Jedni przepowiadali stąd wojnę, drudzy nieurodzaj, inni jeszcze mówili o pokutującej królewnie,