Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wania, opowiadając, jakie nieraz rzadkie okazy przechodzą z Białowieskiej puszczy do ich lasów.
Po obiedzie miss Berny zasiadła przy gościu, rozmawiając z nim o Londynie, trójka zaś domowa zajęła kanapę naprzeciwko i bawiła się wybornie, ku widocznemu udręczeniu Moskala, który nie czując się swojsko w tym domu, dość wcześnie poprosił panią Janinę o pozwolenie udania się na spoczynek.
— Kazałam panu przygotować pokój na górze — rzekła pani domu.
— Dziękuję pani, mnie zaraz po przyjeździe panna służąca zaprowadziła do pięknego pokoju na dole, gdzie już się rozgościłem.
Pani Janina z widocznem niezadowoleniem przyjęła tę wiadomość.
— Sądzę, że pokój na górze będzie dla pana wygodniejszym; jest obszerny…
— Cioteczko, ja myślę, że nigdzie nie będzie panu tak wygodnie, jak w czerwonym pokoju. Będzie tam miał spokój, ciszę, podczas gdy na górze…
— No już dobrze, dobrze — przerwała jej pani Janina z rzadką u siebie niecierpliwością, żegnając gościa, który z wytworną uprzejmością każdemu na odchodnem powiedział coś miłego.
Wbrew temu, co okazywał napozór, był w jak najgorszym humorze: zawiedziony w nadziei podreperowania zadłużonej hulankami fortuny posagiem bogatej i ładnej panienki, ośmieszony i zdystansowany, jak wyobrażał sobie, przez