Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bliwie gdy im groził jaki ciężar pieniężny. Powiadano mi, że niejedno byłoby gładziéj poszło, gdyby ksiądz proboszcz nieco popularniéj był występował; lecz nie miał skłonności do poufalenia się, bywał niekiedy trochę imponującym i poruszania się w małomiejskich sferach unikał, przestając jedynie z ludźmi wyższego poloru lub stanowiska.
Najbliższa zażyłość łączyła go w Grodzisku z adwokatem Janeckim i rodziną Scholtzów, ówczesnych posiedzicieli dóbr opalińskich, jako też z okolicznem obywatelstwem, przedewszystkiem z panem Adamem Żółtowskim, niedalekim sąsiadem. Zachodziło pewne podobieństwo między nimi dwoma, nie tak temperamentu, jak raczéj inteligencyi, estetycznego zmysłu i upodobania w dyskusyach i kombinacyach rozumowych. Odwiedzając Prusinowskiego byłem dwa razy świadkiem ich rozgoworu o kilku sprawach dotyczących polityki ówczesnéj i położenia naszego, a chociaż to każdego razu trwało dość długo, z przyjemnością słuchałem owych sporów, bo było w nich dużo trafnych myśli i bystrych spostrzeżeń. Pana Adama znałem od dawna, gdy jeszcze do gimnazyum chodził, nawet parę lat mieszkaliśmy pod jednym dachem i przypominam sobie, że w szkołach odznaczał się niepospolitą zdolnością i że nieraz dyrektor Jacob odczytywał w klasie jego wiersze łacińskie, zachęcając innych do naśladowania. Już wtenczas wyróżniał się pan Adam, jeszcze młodzieniaszek, między kolegami piękną twarzą, z któréj, na pierwszy rzut oka, wyczytać było można myśl i dowcip, oraz zgrabną postawą, i te zalety umiał uwydatniać pewnym spokojem ruchów i mowy, szczególnie zaś pańską ogładą w towarzyskiem pożyciu. Pod tym względem nie zmienił się późniéj, owszem, doświadczenie, podróże i ciągłe stosunki z wyższemi kołami społeczeństwa udoskonaliły w nim