Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyznasz, żebym ci powiedział wszystko, co o nim pozostało mi jeszcze w pamięci.
Potrącając o jego czasy berlińskie, wspomniałem także, panie Ludwiku, o Wojciechu Cybulskim; otóż korzystać będę z téj sposobności, aby ci do tego nazwiska dodać kilka szczegółów o tak znanéj u nas dawniéj osobistości, wszakże żałuję, iż nie wielką ich liczbę przytoczyć mogę, bo tylko lat cztery przebywaliśmy z sobą w bliższych stosunkach. Siedziałem na kwintanerskiéj ławie, kiedy pan Wojciech, okrągło lat dziesięć odemnie starszy, złożył tutaj maturę dwódziestego ósmego roku i powędrował do Berlina, gdzie jeszcze cały semestr z Libeltem kolegował. Urodził on się w Koninie, wsi leżącéj w bliskości Lwówka, a rodzice jego niezamożni, należeli do klienteli państwa Łąckich, których opieka i pomoc umożebniła mu, ile mi wiadomo, odbycie gimnazyalnéj nauki i początki studyów uniwersyteckich.
W zamiarze poświęcenia się zawodowi nauczycielskiemu, pracować zaczął głównie w historyi i filologii, siedząc zaś na kilku kolegiach obok młodego, bardzo bystrego i ruchawego studencika niemieckiego, nazwiskiem Droysena, zapoznał się z nim bliżéj, a ta poufała znajomość na złe mu późniéj nie wyszła. Tymczasem ledwo był doszedł do połowy obranéj drogi, gdy go powstanie listopadowe z niéj spędziło. Na pierwszą wiadomość o niem rzucił nasz dwódziesto-dwuletni młodzieniec w kąt wszelkie książki i jeszcze przed nowym rokiem miał mundur na plecach i karabin w ręku. Służył w piechocie, w którym zaś pułku, tego nie pamiętam; wiem wprawdzie, że kilka razy znalazł się w gorącym ogniu, najpierw pod Grochowem, daléj pod Wawrem, Dembem, Iganiami i Ostrołęką, ale powiedzieć nie mógłbym, czy w téj ostatniej bitwie, czy też w późniejszéj jakiéj utar-